Armello_title-02

RZUT OKIEM NA KRÓLESTWO ARMELLO

Ostatnie dni sierpnia dla wielu z nas, nazywających siebie oddanymi fanami marki Sony, były zapewne momentem przełomowym. Okres ten obfitował w wiele dobrze podjętych decyzji, zarówno natury wizerunkowej, jak i marketingowej. Dzięki tym zabiegom społeczność graczy otrzymała możliwość samodzielnego wyboru produkcji dostępnej w usłudze Playstation Plus, wprowadzając nutę świeżości oraz ogromne oczekiwania względem tego, co zostanie nam zafundowane. Czytając jednak komentarze na wielu forach czy stronach internetowych natknęłam się na falę zawodu, kiedy to pojawiły się pierwsze tytuły należące do finałowej trójki.

Mogę się założyć, że był to również pierwszy raz gdy większość z was usłyszała o Armello – kolorowej grze planszowej przeniesionej do świata wirtualnej rzeczywistości. I chociaż mój entuzjazm, wbrew panującej w sieci fali sceptycyzmu był tak ogromny, że wręcz pobiegłam do konsoli, by zagłosować na wspomniany tytuł, to moje wyobrażenia w bardzo szybkim tempie przeżyły czołowe zderzenie z rzeczywistością. Oczywiście nie chcę tu spekulować o gustach, bo każdy ma prawo do własnego zdania, przyznam jednak, iż miałam cichą nadzieję, że gracze tym razem wybiorą coś oryginalnego, co nie będzie typową platformówką z grona wielu serwowanych nam na potęgę przez duże i małe wydawnictwa.

Nie był to jednak moment na poddanie się, bo grę i tak kupiłam, aczkolwiek stan moich funduszy przekroczył niebezpieczną granicę, kiedy to zaczęłam się zastanawiać, czy zjeść bułkę z chlebem, czy chleb z bułką. Mimo wszystko muszę stwierdzić, iż była tego warta i to nie za sprawą chwilowej pokusy, a dlatego, że śledziłam jej losy od dawna, obserwując bacznie każdy kolejny kroczek małego australijskiego studia League of Geeks.

Moją przygodę z ciekawą odsłoną zwierzęcego królestwa zapoczątkowało poszukiwanie w odmętach sieci przeróżnych planszówek, umiejscowionych w wirtualnej rzeczywistości. Jak na złość naprawdę niewiele jest takich, na które warto zwrócić uwagę, i to nie za sprawą słabego dopracowania, a tego, że tytuły ninejszego rodzaju potrafią bardzo szybko się znudzić przez słabe urozmaicenie przeprowadzanych partii.

Gdy więc po raz pierwszy usłyszałam o Armello, a było to jeszcze za czasów pokazów przedpremierowych na Kickstarterze, to z nutką zaciekawienia i niepewności pozwoliłam twórcom na zasianie we mnie myśli, że może być to idylla dla każdego planszakowego fana. Wbrew pozorom pierwsze projekty nie były przedstawiane w cyfrowej odsłonie, a na zwykłym papierze obrazującym pole, na którym to miała toczyć się przygoda, wraz z normalnymi figurkami i kartami wydarzeń.

armello-board-game

Przede wszyskim warto jednak nadmienić, że Armello nie miało być z początku tym, czym jest teraz. Zatem żeby zrozumieć cały proces przemian zachodzących od pierwszego pomysłu do sklepowej premiery, należy wrócić do roku 2008, kiedy to Ty Carey, Trent Kusters, Blake Mizzi i Jacek Tuschewski, czyli obecny trzon studia League of Geeks, pracowali w firmie Torus Games.

Jak to w życiu bywa połączyła ich wspólna wizja i chęć stworzenia produkcji, będącej ucieleśnieniem ich wyobrażeń. Oczywiście z początku nie zapowiadało się na nic poważnego, ponieważ wciąż byli związani służbowymi obowiązkami, jednak w czasie wolnym, w domowym zaciszu tworzyli koncepcję gry wypełnionej pasją i poświęceniem, stawiając pierwsze podwaliny pod własne studio gier wideo.
W pierwszej kolejności starano się wykreować coś na wzór klasycznej Zeldy. Później pojawiły się koncepcje ewentualnej możliwości stworzenia planszówki, a gdy spekulacje stały się faktem i zaczęto wdrażać pierwsze projekty w życie, żaden z twórców nie spodziewał się, że przygotowanie prostego tytułu na tablety, bo takie były pierwsze plany przerodzi się w niezwykle rozbudowaną produkcję okraszoną wątkami fabularnymi.

W końcu, w roku 2014 w wyniku braku dodatkowych środków pozwalających na dokończenie pracochłonnej produkcji, postanowiono zamieścić krótkie nagranie promujące wstępny zarys oraz podstawowe mechaniki rozgrywki na stronie Kickstarter. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę, gdyż w niedługim czasie League of Geeks zebrało potrzebne środki, dzięki czemu już w styczniu 2015 roku gra dostępna była dla pierwszych chętnych sprawdzenia jej możliwości, by finalnie ujrzeć światło dzienne nie na tabletach, a na komputerach stacjonarnych, czy też właśnie na konsoli PlayStation 4, której to wersję miałam przyjemność wypróbować.

Armello01

Fabuła toczy się w tytułowym królestwie Armello, gdzie władzę obejmuje zły, pochłonięty przez skazę król. W rękach zwierzęcych klanów leży teraz dobro i przyszłość królestwa, gdyż to ich przedstawiciele, czyli bohaterowie, którymi przyjdzie nam się poruszać mają za zadanie doprowadzić do porządku poprzez pozbycie się władcy. Każda z postaci ma swoje własne, indywidualne cechy oraz umiejętności ułatwiające pokonywanie przeciwności losu, czy też umożliwiające poprowadzenie kampanii w zupełnie inny sposób. Droga jednak nie będzie usłana różami, bowiem będziemy musieli zmierzyć się z plugawymi bestiami, pułapkami, królewską strażą oraz władcą we własnej osobie. Zanim jednak do niego dotrzemy przyjdzie nam odbyć naprawdę długą podróż poprzez bezkresne doliny okalające królestwo, wypełniając zadania, pomagając towarzyszom czy mierząc się w wielu wymagających walkach. Jednak gdy nastanie odpowiednia pora i będziemy musieli podjąć decyzję, czy to my mamy być nowowładającymi, otrzymamy kilka możliwości na zakończenie naszej podróży i to niekoniecznie polegających na przelewie krwi.

Twórcy postanowili zbudować planszę z popularnych w ostatnich czasach, różnorodnych hexów. Muszę przyznać, że zabieg ten wyszedł australijskiemu studiu na dobre, ponieważ przemieszczanie się postacią jest niezwykle wygodne i daje duże pole do manewru. Każdy element terenu generowany jest losowo, a typów poszczególnych biomów na tyle dużo, że z pewnością nie będziemy mogli narzekać na nudę. Spotkamy oczywiście normalne pola, które w żaden sposób nie będą wpływały na podejmowane przez nas akcje, pojawią się jednak i takie pełniące funkcje czysto strategiczne. Przykładowo lasy uchronią nas przed nieprzychylnym okiem oponentów, a góry zapewnią dodatkową premię do obrony. Przemieszczanie się niesie jednak za sobą sporo wyrzeczeń, mamy bowiem tylko określoną ilość punktów ruchu, a niektóre miejsca potrafią zużyć więcej niż jedną wartość, w ostateczności mają możliwość zabrać nawet część naszego zdrowia.

Znajdą się oczywiście i miejsca, gdzie zaciąganie się jest ryzykowne. Odwiedzanie ruin czy kamiennych kręgów może okazać się nienajlepszym pomysłem, aczkolwiek jeżeli dobry los pozwoli otrzymamy szansę na zdobycie ciekawych przedmiotów. Wymusza to na nas większe przykładanie wagi do planowanych ruchów, gdyż już na początku gry możemy sprawić, że dalsza rozgrywka będzie przesądzona na naszą niekorzyść. Dla niektórych może być to cecha sprawiająca, że rzucą padem w ekran telewizora, inni zaś niczym koneserzy będą mogli delektować się wypchaną po brzegi chaosem rozgrywką. Trudno nie być zadowolonym z takiego sposobu prowadzenia kampanii, ponieważ tytuł traci na monotonności, a wracanie do rozgrywki będzie dla nas o wiele bardziej przyjemne.

Muszę przyznać, że najlepszą cechą Armello jest naprawdę genialnie opracowana sztuczna inteligencja generowanych przeciwników. Dostosowują się do każdej podjętej przez nas decyzji, na zawołanie reagując w taki sposób, aby jak najbardziej napsuć nam krwi. Na szczęście nie zostaliśmy pozostawieni samym sobie, gdyż możemy wyposażyć się w cały arsenał różnorodnych kart ekwipunku, czarów oraz podstępów, które są do zagarnięcia na polach specjalnych bądź po rozpoczęciu swojej tury. Warto też wspomnieć, że zanim wybierzemy się na króla, w dobrym guście byłoby ukończyć trzy główne zadania i o ile gra nie stawia takiego wymogu, to jednak znacznie ułatwia nam rozgrywkę.

Armello08

Oprawa audiowizualna na szczęście również reprezentuje wysoki poziom. Przyznam, że o tę kwestię bałam się akurat najbardziej, ponieważ przy grach tego typu jest to aspekt, który często prosi się o poprawki. W tym przypadku jestem daleko od zawodu, modele postaci dopracowane są w najmniejszych nawet szczegółach, a muzyka tak bardzo wpada w ucho, że nie raz włączałam Armello tylko dlatego, żeby w tle innych czynności codziennych móc raczyć się nienaganną, przyjemną melodią.

Mimo naprawdę dużej liczby zalet, jestem zmuszona wymienić też kilka wad, takich jak zdecydowanie zbyt długie oczekiwanie na swoją turę. Niestety nie otrzymaliśmy możliwości przyspieszenia rozgrywki, co w przypadku tytułu, który jednak najlepiej wypada w starciu przeciwko SI może być problematyczne. Prócz tego gra multiplayer online bardzo kuleje, gołym okiem widać problemy z wyszukiwaniem graczy i nie rozwiązano podstawowych zagwozdek dotyczących braku ograniczeń czasowych podczas tur innych osób, czy ich wylogowywaniem się podczas rozgrywki. To wszystko jednak jest nieistotne w starciu z największym i niezrozumiałym dla mnie brakiem, czyli niemożnością zagrania ze znajomymi na kanapie, gdyż zabrakło najzwyklejszego trybu co-op. Zupełnie nie rozumiem decyzji twórców, ponieważ dla planszówki jest to jak strzał w kolano, bo w końcu na tym te gry polegają, żeby porywalizować ze sobą w domowym zaciszu.

Może to brak czasu, a może kiedyś ten tryb dołączą, jednak póki co ciężko jest się tego spodziewać, gdyż producenci nabrali wody w usta i wygląda na to, że nie mają planów co do rozwijania produkcji czy wydawania kolejnych dodatków.

Armello jest przez to grą niezwykle trudną do ocenienia. Ma naprawdę bogatą historię, zarówno fabularną, jak i tę związaną z powstawaniem produkcji. Gdyby nie fakt, że League of Geeks tak niesamowicie przyłożyło się do opracowania sztucznej inteligencji, to pewnie tytuł trafiłby na kupkę wstydu, mimo genialnej oprawy graficznej. Polecić mogę ją osobom, które preferują samotne spędzanie czasu przed konsolą, gdyż ta grupa będzie narażona na niewielką ilość niepotrzebnego stresu i w pełni będzie mogła czerpać z kolorowego i rozbudowanego otoczenia. Pozostałym, cóż, proponuję spróbować, gdyż na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że da się na to przymknąć oko i czerpać w pełni z reszty zaimplementowanych aspektów. Także z ręką na sercu i biorąc w pełni na siebie odpowiedzialność zapraszam, może i was w magiczny sposób wciągnie świat tajemniczego królestwa spaczonego władcy.